wtorek, 7 kwietnia 2015

11

No hejj!
Jest tu ktoś jeszcze...?
Chyba nie T.T
W każdym bądź razie dostałam nagłego ataku weny na to opowiadanie, i oto jestem...

Karoi


Mój budzik zadzwonił punktualnie o 4.00. Gdybym miała choć trochę więcej czasu, zapewne zaczęłabym rozpaczać nad swoim losem. Nienawidze wstawać tak wcześnie rano. Czy może to jeszcze noc?
Pospiesznie wyłączyłam, brzęczące urządzenie, zanim zdarzyło by obudzić Keichiego. Pospiesznie się ubrałam, standardowo w spódniczkę koloru khaki sięgająca połowy ud, bluzkę z 3/4 rękawem o podobnym kolorze, do tego czarne zakolanówki, i nierozłączne elementy mojego życia, czyli czarny długi płaszcz z kapturem, oraz maska alla ANBU.
Doszłam do wniosku, ze przez jakiś czas w żadnej z wiosek nie będę bezpieczna, dlatego będę podróżować, tak by nie zagrzać nigdzie miejsca na dłużej. W moim przypadku to będzie najlepsze rozwiązanie.
Zbiegłam cicho po schodach, i skierowałam do kuchni. Chyba nie do końca jeszcze kontaktuje, bo nie zwróciłam najmniejszej uwagi, na padające z pomieszczenia światło. Dopiero gdy znalazłam się w środku, zauważyłam Keichego, który spojrzał na mnie wyczekująco. W ręce trzymał szklankę wody, a ubrany był tylko u parę bokserek. Co możne oznaczać tylko to ze kompletnie się mnie tu nie spodziewał.
-Co tu robisz? -Spytał zaspanym głosem
W mojej głowie rozpoczęła się bitwa. Powiedzieć mu prawdę, czy uciec? A jeśli już uciec to drzwiami czy oknem?
Chłopak nie do końca kontaktuje, co jest u niego normalne nawet o 7 rano, wiec pewnie dość łatwo uda mi się go wykiwać, jeśli nie zawsze pozostaje mi okno...
Chłopak niemrawo studiował moją sylwetkę, po czym przeniósł wzrok na trzymany prze zemnie plecak, i maskę.
-Co się dzieje Kao?
Nadszedł czas prawdy.
-Ochh... Nie pamiętasz? Mam misje. Przecież byłeś przy tym jak staruszek mi ja zlecał. -Skłamałam gładko.
Zmarszczył brwi, starając się zapewne przypomnieć sobie taka sytuacje. Oczy same mu się zamykają, wygląda jakby miał zaraz położyć się na podłodze, zwinąć w kłębek i iść spać.
-Brak snu ci nie służy Kei. -Pokręciłam teatralnie głowa. -Może lepiej idź się jeszcze położyć, co?
Chłopak skinął ociężale głową, i ruszył w stronę wyjścia z pomieszczenia.
-Dobranoc Kao. -Powiedział cicho, po czym zniknął za niezamkniętymi drzwiami.
Zostawiłam na stole list, który przeczyta, zapewne rano i szybko wybiegłam z mieszkania. Zawsze jest szansa ze chłopak się opamięta i zorientuje ze go okłamałam, w takim wypadku liczy się czas, im dalej będę od wioski tym lepiej.
W biegu ubrałam płaszcz oraz maskę. W tym momencie zaczęłam żałować że przeprowadziliśmy się do centrum wioski.
Z naszego starego miejsca zamieszkania było by o wiele bliżej. No, ale nic na to nie poradzę.
Niebo zaczęło zmieniać barw z granatowej na fioletową, a gwiazdy powoli znikać. Z zadowoleniem zauważyłam, że dziś wejścia do wioski pilnuje ANBU, zostało to zapewne zlecone przez staruszka, bym mogła zniknąć, bez wplątywania w to zwykłych shinobi. Minęłam ich bez większego problemu, co oznaczało że są wtajemniczeni w moją "ucieczkę".
I wszystko przebiegało bez większych problemów do czasu... Coś mi mów że już wiecie jaką przeszkodę napotkałam na swojej drodze, zaledwie godzinę po opuszczeniu wioski. Nie? To może wyjaśnię. Dwóch miłych panów, z którymi już wcześnie ucięłam sobie przyjemną pogawędkę, najwyraźniej nie rozumieją słowa Nie.
-No w końcu, kości mi już zdrętwiały.
Powiedział wyższy z mężczyzn. Uważnie ilustrując każdy mój krok.
Co prawda nie mogłam dostrzec spojrzenia jaki otrzymał blondyn, od swojego towarzysza, ale musiało być niezbyt miłe gdyż chłopak odsunął na na dobry metr.
Głowa tego "strasznego" skierowała się w moją stronę. Przełknęłam głośno ślinę, co na pewno nie uszło jego uwadze.
Co się dzieje?! Dlaczego stresuje mnie jakiś kurdupel?
-Zdecydowałaś? -Spytał tym swoim mrożącym krew w żyłach głosem.
Cofam to co powiedziałam wcześniej. Kurdupel to zło w najczystszej postaci, a swoją drogą to chyba nie chce wiedzieć jak wygląda reszta członków tej popapranej organizacji.
-Chyba już wam to raz tłumaczyłam. -Powiedziałam starając się przybrać bez emocjonalny ton. -Nigdzie z wami nie idę.
W tym momencie dostałam jakiejś schizy, bo wydawało mi się że na twarzy pana "zło" pojawił się uśmiech. W każdym bądź razie zaliczał się on do tych niefajnych uśmiechów, na które ludzie dostają dreszczy, tak jak ja teraz.
-W takim razie gdzie pójdziesz Księżniczko? -Spytał wyraźnie akcentując ostatni wyraz. -Myślisz że tak łatwo wtopisz się w szeregi zwykłych ludzi? Jesteś poszukiwana przez większość krajów. A za twoja głowę Konoha wyznaczyła całkiem sporą sumę pieniędzy. Naprawdę aż tak śpieszno ci do grobu?
Cholera. Nie dość że doskonale przejrzał mój plan to na dodatek potwierdził moje obawy. Jestem z góry skazana na porażkę... i śmierć. Dlaczego on musi mieć racje? Nigdzie nie jestem bezpieczna. Choleracholeracholeracholera.
-Nie chce cie obrażać ani nic... -Odezwał się nagle blondyn.- Ale twoja sytuacja jest do dupy.
"blondyneczka" zaśmiał się cicho. W pierwszym odruch chciałam mu odwarknąć, ale... jego śmiech. Jest tak dziwnie znajomy. Ehhh pewnie mi się tylko wydaje, zmęczenie ma w tym zapewne spory udział.
-To idziesz z nami Księżniczko, czy dajesz się zabić?
Pierwszy raz zignorowałam, drugi raz też im odpuszczę, ale przysięgam jeśli nazwą mnie tak jeszcze raz nie ręczę za siebie.
Po raz ostatni przekalkulowałam swoją sytuacje i muszę stwierdzić że pan "zło" i "blondi" mają racje. Jest do dupy. Nabrałam głośno powietrza nim te słowa opuściły moje usta. Mam wrażenie że będę tego żałować.
-Chyba nie mam wyboru.
Gdy tylko te słowa opuściły moje usta, blondyn wyglądał jakby maił upaść na kolana i dziękować Bogu. Uśmiechnęłam się na ten widok, na szczęście oni nie mogli tego dostrzec.
-W końcu!!! Moje kochane łóżeczko! -Zaczął mówić z uśmiechem, ale nagle spoważniał. -Saso, ile mamy dni opóźnienia?
Tamten wzruszył ramionami.
-Na razie żadnego, ale zanim dotrzemy do siedziby będą już dwa.
Na tę wiadomość nastolatek (bo nie wygląda mi na więcej niż osiemnaście lat) zaczął lamentować.

Po dwóch dniach podróży, muszę stwierdzić że nastroje blondyna zmieniają się trochę zbyt często. A tak szczerze mówiąc jest jak baba w zaawansowanej ciąży. A na dodatek nadal nie pozbyłam się wrażenia że skądś go znam, to w jaki sposób mówi, w jaki się śmieje, a nawet wygląd, nie dają mi spokoju. Myślę że wszystko wyjaśniło by się gdyby, którykolwiek z nich raczył podać swoje imię, ale nie bo po co, w mojej świadomości i tak na zawsze zostaną "panem Zło" oraz "blondyneczką".
-Już jesteśmy. -Odezwał się ten niższy. Rozejrzałam się dokoła. Ale nic. Pustka. Znajdujemy się pod skarpą skalną, a oprócz paru drzew i strumienia wody, niema tu praktycznie nic.
Ot co, najzwyklejsza w świecie polana. Założyłam ręce i czekałam aż raczą otworzyć to "tajemnicze przejście”. W końcu mam do czynienia z światowej klasy przestępcy ukrywanie się to dla nich chleb powszedni. Dlatego nie zdziwiło mnie że na komendę w postaci skomplikowanej pieczęci, w murze skalnym nagle zrobiła się wyrwa na półtora metra szerokości i przynajmniej dwa wysokości. Członkowie organizacji weszli do środka, a ja nie pewnie poczłapałam za nimi.
Jedynym źródłem światła jest otwarte Weście do groty? Tak, to chyba można nazwać grotą.
W każdym bądź razie na końcu korytarzyka znajdują się drewniane drzwi. Po przekroczeniu progu, moim oczom ukazało się dość duże pomieszczenie, stanowiące coś na wzór salonu, wnioskując po trzech dość dużych kanapach ustawionych na samym środku. Co jeszcze bardziej mnie zdziwiło, stał tam też stolik do kawy i puchaty dywan. Przestępcy kasy S mają puchaty dywan w salonie.
Zachowaj spokój Kao. To ani trochę nie jest komiczne.
-Dom, kochany domek! -Zaczął podśpiewywać pod nosem blondyn, i ruszył w stronę kanap z zamiarem rozłożenia się na jednej z nich.
-Nie tak szybko Deidara, a raport?
I nagle wszystko stało się dla mnie jasne.
Deidara.
Ty cholerny dupku. W tej chwili tylko resztki siły woli powstrzymują mnie przed rzuceniem się na blondyna. Nie wiem czy w celu uduszenia, czy po prostu tak bardzo mi go brakowało. Menda zapuściła włosy, urosła z 15 centymetrów, i od razu mam problemy z rozpoznaniem człowieka z którym spędzałam praktycznie całe dnie.
Tak, to jest właśnie ten zaginiony Przyjaciel Keichiego, a tym samym również mój, 2 lata temu po prostu zniknął, nie zostawiając nawet cholernej kartki.
Dei zrzucił z głowy słomiany kapelusz, i teraz w pełni mogłam stwierdzić że to on. Nadal te same lekko kobiece rysy, jednaj trochę dojrzalsze. Oczy wciąż koloru nieba. A włosy nadal wchodzące w kolor złocisty, a nie tak jak moje w platynowy.
-Nieeeee! -Jego jęk niezadowolenia rozniósł się praktycznie po całym pomieszczeniu. -Błagam Sasori no Danna, 5 minut.
Uśmiechnęłam się lekko na ten widok, mimo wszystko jego zachowanie za bardzo się nie zmieniło. Możliwe że jest trochę bardziej marudny niż kiedyś.
Ten cały Sasori no coś tam również zrzucił słomiankę, i ponownie ukazała mi się twarz dziecka, z tymi niedorzecznie dorosłymi oczami. Przerażający, a za razem fascynujący widok.
Nie czkając na Deia, czerwono włosy ruszył w głąb jednego z trzech korytarz. Blondyn ociężale podniósł się z kanapy.
-Choć. -rzucił w moją stronę
Nie mając większego wyboru zapuściłam się za nimi w ciemny korytarz. Ogólnie na samym korytarzu było coś koło sześciu takich samych drzwi. Sasori zapukał do pierwszych po prawej i nie czekając na odpowiedź wszedł do środka.
Za dużym drewnianym biurkiem siedzi Rudy człowiek, który moim skromnym zdaniem stanowczo przesadził z piercingiem.
-Sasori, myślałem że ty jako jedyny z tej bandy wiesz co to znaczy punktualność. -Zaczoł, od razu gdy Dei zamkną za nami drzwi.
Ohohoo ktoś tu ma kłopoty...
-Mieliśmy drobne problemy z namierzeniem celu. -Stwierdził pozostając nie wzruszonym na słowa swojego szefa.
-Tak ze dwa razy. -Dodał Dei, czego praktycznie od razu pożałował, bo zarówno Sasori jaki szef Akatsuki, rzucili mu dziwne spojrzenia.
-Mógłbyś jaśniej... -Zaczął rudy. Mam wrażenie że jego wytrzymałość nie jest zbyt odporna.
-No bo ten... no... -zaczął się trochę jąkać. -Bo za pierwszym razem tak jakby nawiała, to musieliśmy szukać drugi raz.
Dei z zażenowaniem potarł się z tyłu głowy.
Rudzielec westchną z rezygnacją, chyba nie mając dzisiaj ochoty na kłótnie, co chyba nawet Czerwonowłosy przyjął z ulgą.
Tym razem zwrócił się do mnie.
-Mira prawda? -Spytał, a ja u odpowiedzi skinęłam głową. -Czy mogłabyś..
Nie dałam mu dokończyć.
-Nie podaje swojego prawdziwego nazwiska, wieku oraz pochodzenia. Moje techniki uważam zastrzeżone, i raczej nie mam zamiaru tego zmieniać. Nie ściągam również maski.
Rudo włosy mężczyzna zmarszczył brwi w zamyśleniu. Chyba go lekko zagięłam, upssss.
-W każdym bądź razie witam w naszych szeregach. Deidara przedstawi ci członków organizacji, oraz udostępni swój pokój, gdyż takowych jest niestety ograniczona ilość. Będziesz pracować w parze w zależności od tego kto będzie wolny. Nie mogę na razie pozwolić byś działała na własną rękę.
Skinęłam głową na znak zrozumienia, choć tak na prawdę jestem wściekła. Przez całe życie pracuje solo i było mi dobrze, partner oznacza kłopoty.
-Możecie odejść.
I w ten oto sposób znów znaleźliśmy się na korytarzu. Sasori, bez słowa ruszył w stronę salonu. A Deidara, w głąb ciemnego korytarza.
-Idziesz? -Spytał gdy zobaczył że nadal stoję w miejscu.
Wzruszyłam ramionami i ruszyłam za nim. Dopiero teraz dotarły do mnie słowa lidera. Będę w pokoju z Deidarą. Mam wrażenie że się powtarzam, ale CHOLERA. Przecież on nie może się dowiedzieć, że Mira to tak naprawdę ja, jego przyjaciółka. Nigdy nawet nie wiedział że jestem shinobi.
Chłopak otworzył kluczem drzwi na końcu korytarza i puścił mnie przodem.
-Nie mam zamiaru oddawać ci swojego łóżka, dlatego śpisz na podłodze. -stwierdził na wstępie.
Jakoś specjalnie ta informacja mnie nie zaskoczyła. Przecież teoretycznie mnie nie zna, a poza tym przez całą drogę marudził jak to bardzo on tęskni za swoim "mięciutkim łóżeczkiem".
Pokój sam w sobie nie jest duży. Jedno dość duże łóżko, szafa, regał na książki zapełniony glinianymi figurkami i znów puchaty dywan. Tylko tym razem ucieszyłam się na jego widok. Może jednak nie będę miała aż tak twardo w nocy.
Z zamyślenia wyrwał mnie dzięki jaki wydaje łóżko gdy ktoś się nie rzuca. I sądząc po bezwładnym ciele Deidary, które na takowym łóżku leży, domyślam się że to on jest źródłem tego odgłosu.
-Czyli nie mam co liczyć na oprowadzenie? -Spytałam.
Chłopak uniósł na chwile głowę.
-Nie dasz, mi się nacieszyć odpoczynkiem, prawda?
Posłałam mu uśmiech, którego i tak nie jest w stanie zobaczyć.
-Prawdopodobnie nie.


2 komentarze:

  1. Wreszcie! W końcu się doczekałam kolejnej notki z twojej strony i muszę ci przyznać, że bardzo mnie zaskoczyłaś. Oczywiście w tym pozytywnym tego słowa znaczeniu. Poprawiłaś swój styl pisania na lepsze. Widać to na pierwszy rzut oka. Notka bardzo mi się podobała. Życzę ci weny i zdrówka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Twój blog został nominowany do LA wiecej inormacji tutaj ---- > http://moje-nominacje-wiktoria-bugno.blogspot.com/p/liebster-award-6.html

    OdpowiedzUsuń