wtorek, 7 kwietnia 2015

11

No hejj!
Jest tu ktoś jeszcze...?
Chyba nie T.T
W każdym bądź razie dostałam nagłego ataku weny na to opowiadanie, i oto jestem...

Karoi


Mój budzik zadzwonił punktualnie o 4.00. Gdybym miała choć trochę więcej czasu, zapewne zaczęłabym rozpaczać nad swoim losem. Nienawidze wstawać tak wcześnie rano. Czy może to jeszcze noc?
Pospiesznie wyłączyłam, brzęczące urządzenie, zanim zdarzyło by obudzić Keichiego. Pospiesznie się ubrałam, standardowo w spódniczkę koloru khaki sięgająca połowy ud, bluzkę z 3/4 rękawem o podobnym kolorze, do tego czarne zakolanówki, i nierozłączne elementy mojego życia, czyli czarny długi płaszcz z kapturem, oraz maska alla ANBU.
Doszłam do wniosku, ze przez jakiś czas w żadnej z wiosek nie będę bezpieczna, dlatego będę podróżować, tak by nie zagrzać nigdzie miejsca na dłużej. W moim przypadku to będzie najlepsze rozwiązanie.
Zbiegłam cicho po schodach, i skierowałam do kuchni. Chyba nie do końca jeszcze kontaktuje, bo nie zwróciłam najmniejszej uwagi, na padające z pomieszczenia światło. Dopiero gdy znalazłam się w środku, zauważyłam Keichego, który spojrzał na mnie wyczekująco. W ręce trzymał szklankę wody, a ubrany był tylko u parę bokserek. Co możne oznaczać tylko to ze kompletnie się mnie tu nie spodziewał.
-Co tu robisz? -Spytał zaspanym głosem
W mojej głowie rozpoczęła się bitwa. Powiedzieć mu prawdę, czy uciec? A jeśli już uciec to drzwiami czy oknem?
Chłopak nie do końca kontaktuje, co jest u niego normalne nawet o 7 rano, wiec pewnie dość łatwo uda mi się go wykiwać, jeśli nie zawsze pozostaje mi okno...
Chłopak niemrawo studiował moją sylwetkę, po czym przeniósł wzrok na trzymany prze zemnie plecak, i maskę.
-Co się dzieje Kao?
Nadszedł czas prawdy.
-Ochh... Nie pamiętasz? Mam misje. Przecież byłeś przy tym jak staruszek mi ja zlecał. -Skłamałam gładko.
Zmarszczył brwi, starając się zapewne przypomnieć sobie taka sytuacje. Oczy same mu się zamykają, wygląda jakby miał zaraz położyć się na podłodze, zwinąć w kłębek i iść spać.
-Brak snu ci nie służy Kei. -Pokręciłam teatralnie głowa. -Może lepiej idź się jeszcze położyć, co?
Chłopak skinął ociężale głową, i ruszył w stronę wyjścia z pomieszczenia.
-Dobranoc Kao. -Powiedział cicho, po czym zniknął za niezamkniętymi drzwiami.
Zostawiłam na stole list, który przeczyta, zapewne rano i szybko wybiegłam z mieszkania. Zawsze jest szansa ze chłopak się opamięta i zorientuje ze go okłamałam, w takim wypadku liczy się czas, im dalej będę od wioski tym lepiej.
W biegu ubrałam płaszcz oraz maskę. W tym momencie zaczęłam żałować że przeprowadziliśmy się do centrum wioski.
Z naszego starego miejsca zamieszkania było by o wiele bliżej. No, ale nic na to nie poradzę.
Niebo zaczęło zmieniać barw z granatowej na fioletową, a gwiazdy powoli znikać. Z zadowoleniem zauważyłam, że dziś wejścia do wioski pilnuje ANBU, zostało to zapewne zlecone przez staruszka, bym mogła zniknąć, bez wplątywania w to zwykłych shinobi. Minęłam ich bez większego problemu, co oznaczało że są wtajemniczeni w moją "ucieczkę".
I wszystko przebiegało bez większych problemów do czasu... Coś mi mów że już wiecie jaką przeszkodę napotkałam na swojej drodze, zaledwie godzinę po opuszczeniu wioski. Nie? To może wyjaśnię. Dwóch miłych panów, z którymi już wcześnie ucięłam sobie przyjemną pogawędkę, najwyraźniej nie rozumieją słowa Nie.
-No w końcu, kości mi już zdrętwiały.
Powiedział wyższy z mężczyzn. Uważnie ilustrując każdy mój krok.
Co prawda nie mogłam dostrzec spojrzenia jaki otrzymał blondyn, od swojego towarzysza, ale musiało być niezbyt miłe gdyż chłopak odsunął na na dobry metr.
Głowa tego "strasznego" skierowała się w moją stronę. Przełknęłam głośno ślinę, co na pewno nie uszło jego uwadze.
Co się dzieje?! Dlaczego stresuje mnie jakiś kurdupel?
-Zdecydowałaś? -Spytał tym swoim mrożącym krew w żyłach głosem.
Cofam to co powiedziałam wcześniej. Kurdupel to zło w najczystszej postaci, a swoją drogą to chyba nie chce wiedzieć jak wygląda reszta członków tej popapranej organizacji.
-Chyba już wam to raz tłumaczyłam. -Powiedziałam starając się przybrać bez emocjonalny ton. -Nigdzie z wami nie idę.
W tym momencie dostałam jakiejś schizy, bo wydawało mi się że na twarzy pana "zło" pojawił się uśmiech. W każdym bądź razie zaliczał się on do tych niefajnych uśmiechów, na które ludzie dostają dreszczy, tak jak ja teraz.
-W takim razie gdzie pójdziesz Księżniczko? -Spytał wyraźnie akcentując ostatni wyraz. -Myślisz że tak łatwo wtopisz się w szeregi zwykłych ludzi? Jesteś poszukiwana przez większość krajów. A za twoja głowę Konoha wyznaczyła całkiem sporą sumę pieniędzy. Naprawdę aż tak śpieszno ci do grobu?
Cholera. Nie dość że doskonale przejrzał mój plan to na dodatek potwierdził moje obawy. Jestem z góry skazana na porażkę... i śmierć. Dlaczego on musi mieć racje? Nigdzie nie jestem bezpieczna. Choleracholeracholeracholera.
-Nie chce cie obrażać ani nic... -Odezwał się nagle blondyn.- Ale twoja sytuacja jest do dupy.
"blondyneczka" zaśmiał się cicho. W pierwszym odruch chciałam mu odwarknąć, ale... jego śmiech. Jest tak dziwnie znajomy. Ehhh pewnie mi się tylko wydaje, zmęczenie ma w tym zapewne spory udział.
-To idziesz z nami Księżniczko, czy dajesz się zabić?
Pierwszy raz zignorowałam, drugi raz też im odpuszczę, ale przysięgam jeśli nazwą mnie tak jeszcze raz nie ręczę za siebie.
Po raz ostatni przekalkulowałam swoją sytuacje i muszę stwierdzić że pan "zło" i "blondi" mają racje. Jest do dupy. Nabrałam głośno powietrza nim te słowa opuściły moje usta. Mam wrażenie że będę tego żałować.
-Chyba nie mam wyboru.
Gdy tylko te słowa opuściły moje usta, blondyn wyglądał jakby maił upaść na kolana i dziękować Bogu. Uśmiechnęłam się na ten widok, na szczęście oni nie mogli tego dostrzec.
-W końcu!!! Moje kochane łóżeczko! -Zaczął mówić z uśmiechem, ale nagle spoważniał. -Saso, ile mamy dni opóźnienia?
Tamten wzruszył ramionami.
-Na razie żadnego, ale zanim dotrzemy do siedziby będą już dwa.
Na tę wiadomość nastolatek (bo nie wygląda mi na więcej niż osiemnaście lat) zaczął lamentować.

Po dwóch dniach podróży, muszę stwierdzić że nastroje blondyna zmieniają się trochę zbyt często. A tak szczerze mówiąc jest jak baba w zaawansowanej ciąży. A na dodatek nadal nie pozbyłam się wrażenia że skądś go znam, to w jaki sposób mówi, w jaki się śmieje, a nawet wygląd, nie dają mi spokoju. Myślę że wszystko wyjaśniło by się gdyby, którykolwiek z nich raczył podać swoje imię, ale nie bo po co, w mojej świadomości i tak na zawsze zostaną "panem Zło" oraz "blondyneczką".
-Już jesteśmy. -Odezwał się ten niższy. Rozejrzałam się dokoła. Ale nic. Pustka. Znajdujemy się pod skarpą skalną, a oprócz paru drzew i strumienia wody, niema tu praktycznie nic.
Ot co, najzwyklejsza w świecie polana. Założyłam ręce i czekałam aż raczą otworzyć to "tajemnicze przejście”. W końcu mam do czynienia z światowej klasy przestępcy ukrywanie się to dla nich chleb powszedni. Dlatego nie zdziwiło mnie że na komendę w postaci skomplikowanej pieczęci, w murze skalnym nagle zrobiła się wyrwa na półtora metra szerokości i przynajmniej dwa wysokości. Członkowie organizacji weszli do środka, a ja nie pewnie poczłapałam za nimi.
Jedynym źródłem światła jest otwarte Weście do groty? Tak, to chyba można nazwać grotą.
W każdym bądź razie na końcu korytarzyka znajdują się drewniane drzwi. Po przekroczeniu progu, moim oczom ukazało się dość duże pomieszczenie, stanowiące coś na wzór salonu, wnioskując po trzech dość dużych kanapach ustawionych na samym środku. Co jeszcze bardziej mnie zdziwiło, stał tam też stolik do kawy i puchaty dywan. Przestępcy kasy S mają puchaty dywan w salonie.
Zachowaj spokój Kao. To ani trochę nie jest komiczne.
-Dom, kochany domek! -Zaczął podśpiewywać pod nosem blondyn, i ruszył w stronę kanap z zamiarem rozłożenia się na jednej z nich.
-Nie tak szybko Deidara, a raport?
I nagle wszystko stało się dla mnie jasne.
Deidara.
Ty cholerny dupku. W tej chwili tylko resztki siły woli powstrzymują mnie przed rzuceniem się na blondyna. Nie wiem czy w celu uduszenia, czy po prostu tak bardzo mi go brakowało. Menda zapuściła włosy, urosła z 15 centymetrów, i od razu mam problemy z rozpoznaniem człowieka z którym spędzałam praktycznie całe dnie.
Tak, to jest właśnie ten zaginiony Przyjaciel Keichiego, a tym samym również mój, 2 lata temu po prostu zniknął, nie zostawiając nawet cholernej kartki.
Dei zrzucił z głowy słomiany kapelusz, i teraz w pełni mogłam stwierdzić że to on. Nadal te same lekko kobiece rysy, jednaj trochę dojrzalsze. Oczy wciąż koloru nieba. A włosy nadal wchodzące w kolor złocisty, a nie tak jak moje w platynowy.
-Nieeeee! -Jego jęk niezadowolenia rozniósł się praktycznie po całym pomieszczeniu. -Błagam Sasori no Danna, 5 minut.
Uśmiechnęłam się lekko na ten widok, mimo wszystko jego zachowanie za bardzo się nie zmieniło. Możliwe że jest trochę bardziej marudny niż kiedyś.
Ten cały Sasori no coś tam również zrzucił słomiankę, i ponownie ukazała mi się twarz dziecka, z tymi niedorzecznie dorosłymi oczami. Przerażający, a za razem fascynujący widok.
Nie czkając na Deia, czerwono włosy ruszył w głąb jednego z trzech korytarz. Blondyn ociężale podniósł się z kanapy.
-Choć. -rzucił w moją stronę
Nie mając większego wyboru zapuściłam się za nimi w ciemny korytarz. Ogólnie na samym korytarzu było coś koło sześciu takich samych drzwi. Sasori zapukał do pierwszych po prawej i nie czekając na odpowiedź wszedł do środka.
Za dużym drewnianym biurkiem siedzi Rudy człowiek, który moim skromnym zdaniem stanowczo przesadził z piercingiem.
-Sasori, myślałem że ty jako jedyny z tej bandy wiesz co to znaczy punktualność. -Zaczoł, od razu gdy Dei zamkną za nami drzwi.
Ohohoo ktoś tu ma kłopoty...
-Mieliśmy drobne problemy z namierzeniem celu. -Stwierdził pozostając nie wzruszonym na słowa swojego szefa.
-Tak ze dwa razy. -Dodał Dei, czego praktycznie od razu pożałował, bo zarówno Sasori jaki szef Akatsuki, rzucili mu dziwne spojrzenia.
-Mógłbyś jaśniej... -Zaczął rudy. Mam wrażenie że jego wytrzymałość nie jest zbyt odporna.
-No bo ten... no... -zaczął się trochę jąkać. -Bo za pierwszym razem tak jakby nawiała, to musieliśmy szukać drugi raz.
Dei z zażenowaniem potarł się z tyłu głowy.
Rudzielec westchną z rezygnacją, chyba nie mając dzisiaj ochoty na kłótnie, co chyba nawet Czerwonowłosy przyjął z ulgą.
Tym razem zwrócił się do mnie.
-Mira prawda? -Spytał, a ja u odpowiedzi skinęłam głową. -Czy mogłabyś..
Nie dałam mu dokończyć.
-Nie podaje swojego prawdziwego nazwiska, wieku oraz pochodzenia. Moje techniki uważam zastrzeżone, i raczej nie mam zamiaru tego zmieniać. Nie ściągam również maski.
Rudo włosy mężczyzna zmarszczył brwi w zamyśleniu. Chyba go lekko zagięłam, upssss.
-W każdym bądź razie witam w naszych szeregach. Deidara przedstawi ci członków organizacji, oraz udostępni swój pokój, gdyż takowych jest niestety ograniczona ilość. Będziesz pracować w parze w zależności od tego kto będzie wolny. Nie mogę na razie pozwolić byś działała na własną rękę.
Skinęłam głową na znak zrozumienia, choć tak na prawdę jestem wściekła. Przez całe życie pracuje solo i było mi dobrze, partner oznacza kłopoty.
-Możecie odejść.
I w ten oto sposób znów znaleźliśmy się na korytarzu. Sasori, bez słowa ruszył w stronę salonu. A Deidara, w głąb ciemnego korytarza.
-Idziesz? -Spytał gdy zobaczył że nadal stoję w miejscu.
Wzruszyłam ramionami i ruszyłam za nim. Dopiero teraz dotarły do mnie słowa lidera. Będę w pokoju z Deidarą. Mam wrażenie że się powtarzam, ale CHOLERA. Przecież on nie może się dowiedzieć, że Mira to tak naprawdę ja, jego przyjaciółka. Nigdy nawet nie wiedział że jestem shinobi.
Chłopak otworzył kluczem drzwi na końcu korytarza i puścił mnie przodem.
-Nie mam zamiaru oddawać ci swojego łóżka, dlatego śpisz na podłodze. -stwierdził na wstępie.
Jakoś specjalnie ta informacja mnie nie zaskoczyła. Przecież teoretycznie mnie nie zna, a poza tym przez całą drogę marudził jak to bardzo on tęskni za swoim "mięciutkim łóżeczkiem".
Pokój sam w sobie nie jest duży. Jedno dość duże łóżko, szafa, regał na książki zapełniony glinianymi figurkami i znów puchaty dywan. Tylko tym razem ucieszyłam się na jego widok. Może jednak nie będę miała aż tak twardo w nocy.
Z zamyślenia wyrwał mnie dzięki jaki wydaje łóżko gdy ktoś się nie rzuca. I sądząc po bezwładnym ciele Deidary, które na takowym łóżku leży, domyślam się że to on jest źródłem tego odgłosu.
-Czyli nie mam co liczyć na oprowadzenie? -Spytałam.
Chłopak uniósł na chwile głowę.
-Nie dasz, mi się nacieszyć odpoczynkiem, prawda?
Posłałam mu uśmiech, którego i tak nie jest w stanie zobaczyć.
-Prawdopodobnie nie.


czwartek, 12 lutego 2015

:)

Więc postanowione, o kontynuowanie poprosiły mnie 3 osoby, wie spróbuje, ale nic nie obiecuje :)

wtorek, 3 lutego 2015

czwartek, 20 listopada 2014

ZAWIeSZAM!!!

zawieszam bloga na czas nie określony, przepraszam tych którzy to czytali, ale straciłam wenę do tego opowiadania, A odzew gdy coś do dam jest praktycznie zerowy :( więc sorki jeszcze raz 

sobota, 25 października 2014

Rozdział 10



Gdy tylko dotarliśmy do domu padłam na moje utęsknione przeze mnie łózko, nie mam siły nawet się przebrać, nie mówiąc już nawet o zjedzeniu czegokolwiek, bo prawdopodobieństwo że zasnęłabym z twarzą w talerzu było bardzo wysokie. Nim na dobre zapadłam w sen, poczułam czyjeś wargi na czole, nie miałam potrzeby otwierać oczu, gdyż wiedziałam kogo zobaczę, Keichi zawsze tak robił, chłopak szepnął mi jeszcze „Dobranoc”, ale mój mózg nie zarejestrował już tego momentu gdy chłopak opuszczał mój pokój. Odpłynęłam. Ale niestety nie na długo, mój błogi sen został przerwany, Kei lekko lecz stanowczo potrząsał mną i próbował dobudzić. Szczerze? Nie szło mu to najlepiej.
-Kei-chan- mruknęłam ospale- zostaw.
I przewróciłam się na drugi bok tyłem do niego.
-Wstawaj Karoi, Tsusikage jest…-był chyba z lekka zdenerwowany, ehhh pewnie mi się wydaje, nie dobór snu mi nie służy.
-Spadaj- warknęłam, nadal nie otwierając oczu –Nie mam najmniejszej ochoty leźć teraz do tego starucha, a daj mi spać!
-Mnie też miło cię znów widzieć karoi-san.
Usłyszałam dobrze mi znany zachrypnięty męski głos. Zerwałam się z łóżka jak oparzona, niestety chyba jednak zbyt szybko, gdyż momentalnie zakręciło mi się w głowie i gdyby nie silne ramiona mojego przyjaciela miała bym nie miłe spotkanie 3 stopnia z podłogą. Chwile odczekałam aż odzyskam równowagę. Gdy stałam już o własnych siłach, skłoniłam się nisko.
-Czym zawdzięczam tak wczesna wizytę?- spytałam
Zerknęłam od niechcenia na zegarek. 13.24. Upssss. Jakim cudem przestałam 16 godzin. Jak ja się pytam czuje się jakbym spała tylko ze trzy… minuty.
-Myślę że dobrze znasz cel mojej wizyty- tu spojrzał znacząco na Keicheigo, chłopak zrozumiał aluzję, gdyż szybko ewakuował się z pomieszczenia. Gdy tylko zamknęły się za mim drzwi Staruszek podał mi jakiś zwój. Spojrzałam na niego pytającą, wykonał szybki ruch ręką, co chyba miało oznaczać że mam się pospieszyć.
Dopiero teraz zauważałam że zwój oznaczony był znakiem Konohy. Mam przechlapane.
Onoki-sama                                                                                                                17.05.(?)
Nasze wioski nigdy nie były w przyjacielskich stosunkach, jednak ze względu na okoliczności zwracam się do pana z prośbą. Kilaka dni temu naszą wioskę zaatakowała zamaskowana Kunoichi, pozbawiła życia dwudziestu czterech shinobi, z przykrością musze przyznać iż osoba ta była dawniej mieszkańcem Konohy. Gdyby zaobserwował pan jej obecność  u siebie, proszę o niezwłoczne wydanie jej w ręce Konochy.
Z poważaniem
Tsunade. Hokage wioski liścia.

-Do listu dołączone był to zdjęcie- staruszek podał mi małą fotografie. Była na niej 8-letnia blondwłosa dziewczynka, mieszkańcy wioski bez większych problemów mnie rozpoznają.
W tej wiosce nie jest już dla ciebie bezpiecznie, ludzie za tobą nie przepadają, więc od razu przyjdą do mnie, a wtedy nie będę miał wyboru- słychać było żal w jego głosie.
-Wyda mnie pan?- spytałam słabo, czułam jak kolan się pode mną uginają. Powrót, do wioski byłby równoznaczny ze śmiercią.
-sam się sobie dziwie, ale nie, nie zrobię tego- spojrzałam na niego z lekka zaskoczona- Jesteś shinobi tej wioski, przyjąłem cię pod swoje skrzydła i nie pozwolę tak łatwo odejść.
Na prawdę nie spodziewałam się takich słów po tym zwyrodniałym starcu.
-Dziękuje-szepnąłem- Dziękuje- i rzuciłam się Mężczyźnie na szyję. 
-Wiem że jest to z mojej strony nie stosowne, ale nie zdaja pan sobie sprawy ile to dla mnie znaczy.
Życie było według mnie najcenniejszym darem jaki mogliśmy dostać. To nie tak że uważam że mam najwspanialsze życie na świecie itp. Ale po prostu mało brakowała a mogła bym je stracić.  Zawsze jest nadzieja że będzie lepiej, a ja chce żyć nie tylko dla siebie ale również dla mojej siostry, dla rodziców, dla całego klanu. Z Dumą nosić nazwisko Uchiha.
-Jutro z samego rana masz opuścić osadę.
Skinęłam głową na znak zgody.
Tsushikage pospiesznie opuścił mój pokój, a ja miałam po prostu ochotę skakać ze szczęścia… no przynajmniej do czasu gdy zdałam sobie sprawę z tego, że będę musiała opuścić Keichego, no przecież on m tego nie wybaczy!
Opadłam bezsilnie na łózko. Nie mogę mu powiedzieć o tym że opuszczam wioskę. Próbował by mnie zatrzymać, albo co gorsza w ostateczności poszedł by za mną. Dlatego lepiej będzie jak nic mu nie powiem. Zranię go, ale przynajmniej będzie bezpieczny.
Zaczęłam się pakować, nie mogłam wziąć ze sobą byt wiele. Stop. Zacznijmy od tego że ja w ogóle nie wiem gdzie się udać. Dobra pomyśle o tym po drodze.
Mój chaotyczny tok myślenia została przerwany, przez odgłos skrzypiących schodów. Energicznymi rucham zaczęłam upychać torbę pod łóżko.
-Co robisz na podłodze? -w pomieszczeniu rozbrzmiał głos nastolatka.
-Ja ten… no… - myśl myśl myśl- Bransoletka… szukam bransoletki- powiedziałam chyba trochę zbyt entuzjastycznie.
Zrobił zamyśloną mnie.
-Tej co masz ją na ręce? – spytał i nim zdążyłam zareagować chwycił mnie za rękę , i zaczął przyglądać się ozdobie- w sumie nic nadzwycz…- w tym momencie odwrócił medalik na stronę z biało czerwonym herbem. Rozpoznał go. Bo kto by nie rozpoznał?
-Błagam powiedz że po prostu ją znalazłaś- spytał smutno.
Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy, nie byłam w stanie skłamać. Zasługuje na prawdę, chociażby ze względu na to co mam zamiar zrobić.
Moje milczenie było dla niego odpowiedzią. Usiadł obok mnie na podłodze i schowała twarz w dłoniach.
-Dlaczego nam nie zaufałaś, dlaczego kłamałaś ze nic nie pamiętasz?
-Tak było prościej dla mnie, i dla was- odpowiedziałam cicho.
-Gdybyś nam to wtedy powiedziała, wróciła byś do domu, przecież od dawna od tym marzyłaś.
Jeszcze bardziej się skuliłam.
-Nie rozumiesz. To nie taki proste –szepnęłam.
Skierował na mnie zdziwione spojrzenie.
-To mi wytłumacz, co takiego sprawiał że nie chcesz wracać do wioski - zamyślił się- przecież tam była byś bezpieczniejsza,  zabójca twojej rodziny miał większe szanse dopaść cię poza wioską, bo sam z niej zwiał.
Gdyby to był normalny przypadek to miałby racje.
-To nie On był moim wrogiem –mruknęłam tak cicho że nie usłyszał.
-Co?
-Nieważne. To co chcesz na śniadanie? –Uśmiechnęłam się
Wiedział że nic więcej ze mnie nie wyciągnie. Westchnął głośno i pognał za mną do kuchni.
Przez resztę dnia staraliśmy się już nie poruszać tematu mojej rodziny i tego dlaczego „podjęłam’’ decyzję o ucieczce.

Deidara

Już od dłuższego czasu kręcimy się po wiosce, a tak właściwie to ja się kręcę, gdyż Sasori gdzieś się zapodział. Obydwoje użyliśmy jutsu zamiany, wiec teraz obaj wyglądamy całkiem inaczej, co wcale nie ułatwia mi zadanie w odnalezieniu go. Nawet nie wiem po co go szukam, chyba z nudów.
Chodzę tak sobie tymi ulicami już prawie od trzech godzin. Nogi mnie już bolą. Ale wole nie siadać na ławce, gdyż w każdej chwili może wrócić Skorpion, a tedy znów będzie że nic nie robię tylko się opierdalam . W pewnym monecie w mojej głowie zrodził się głupi pomysł. Z tego co zdążyłem zaobserwować, wioska zbyt wiele się nie zmieniła. Wygląda tak samo jak rok temu. Nie czuje sentymentu do tego miejsca, najchętniej podałbym je działaniu mojej sztuki. Ale mieszka tu kilka osób na których mi zależ, nie chce by stał im się krzywda. W sumie to byli jedynymi którzy akceptowali moja odmienność, moją sztukę. Uśmiechnąłem się na wspomnienie dwójki przyjaciół.
Chce tylko sprawdzić, czy jeszcze żyją.
Wolnym krokiem ruszyłem w stronę ich domu. Droga nie zajęła mi zbyt wiele czasu, po chwili stałem przed małym domkiem jedno rodzinnym, na obrzeżach wioski. Lecz to co zobaczyłem dawało jednak nikłą nadzieje na to że ich zobaczę. Mianowicie przed posiadłością, bawiła się dwójka dzieci. Obydwoje mieli kruczoczarne włosy i Niebieskie oczy, pewnie byli rodzeństwem. W głowie stanął mi obraz z przeszłości.  Dwójka chłopców, którzy zabrali rodzicom kilka kunai i shurikenów, i całymi dniami udawali że są ninja. Biegaliśmy wtedy po całej wiosce szczerząc się nie wiadomo z czego, po prostu cieszyliśmy się swoim towarzystwem . Szczerze? Wiele bym dał by wrócić do tych czasów, gdy to była tylko zabawa, gdy naszym największym zmartwieniem będzie Brak pomysłów na zabawy, do tego byśmy znów mogli spędzać razem czas.
Zaczęło lekko kropić, dzieci z ponurymi minami schowały się do domu. Ale ja nie mogłem odejść z ta w spokoju. Rozejrzałem się, i już po chwili znalazłem to czego szukałem, a właściwie kogo. Podszedłem do starszej pani która akurat zamiatała swoją werandę. Znałem ją bardzo dobrze, zawsze nas dokarmiał, lubiliśmy też przesiadywać u niej na werandzie, robiła przepyszne ciasteczka.
-Przepraszam- krzyknąłem podchodząc bliżej –wie może pani co stało się z poprzednimi mieszkańcami tego domu- wskazałem budynek
-Chodzi panu o te miłe dzieciaczki? –spytała lekko zachrypniętym głosem.
Skinąłem głowa na potwierdzenie.
-Wyprowadzili się do centrum wioski- powiedziała smutno, po czym spojrzała na mnie podejrzliwe –Niestety nie wiem gdzie dokładnie -tu skłamała, ktoś inny mógł tego nie zauważyć, ale ja bardzo dobrze ją znałem. Podziękowałem jej za informacje i odszedłem. Teraz wiem że żyją, to mi wystarczy.
Teraz czas znaleźć Sasoriego. Nie zdążyłem nawet pomyśleć gdzieby tu zacząć, gdyż poczułem lekki uścisk na ramieniu. Obejrzałem się przez ramie i zauważyłem nieznanego mi mężczyznę, dopiero po chwili skojarzyłem ze to przecież Saso.  No tak, szedłem go szukać, a zapomniałem jak teraz wygląda. (cały Dei xd).
-I jak dowiedziałeś się gdzie ona jest? –spytałem z nadzieją.
-Nie –rzucił –żaden z moich ludzi nie wiedział nic na temat jej tożsamości, jednak jeden podsłuchał Tsushikage, dziewczyna dostała rozkaz natychmiastowego opuszczenia wioski, ze względu na list gończy z Gończy z Konohy.
-NIEEEE- wrzasnąłem zrozpaczonym tonem –znowu nam zwiała!
Poczułem silne uderzenie w głowę.
-Auu to bolało- powiedziałem z wyrzutem.
-Po pierwsze nie wrzeszcz tak-warknął –a po drugie nie zwiała, bo jeszcze tej wioski nie opuściła, poczekamy na nią przy bramie.
Odwrócił się na pieńcie i ruszył w stronę wyznaczonego przez siebie miejsca. A ja, jak zwykle nie mając nic do gadanie powlokłem się za nim.

Hejo Ludzie! (czyt. Swaagie Juss and Samotna)
Nadal mam nadzieje że jednak czyta to więcej osób, które po prostu boja się klawiatury, ^^ będę

piątek, 19 września 2014

Rozdział 9


Jestem obserwowana. Dosłownie czuje czyjś oddech na karku. Tylko kto? Konoha  czy te dwa z debile. Termin spotkania z członkami organizacji Akatsuki minął jakieś dwie godziny temu. A ją praktycznie jestem już tylko para kilometrów od mojej wioski. Co oni mi wtedy powiedzieli? Chyba coś w stylu "jeśli się nie stawiasz znajdziemy cię i zabijemy". Raczej wątpię w to że własną na to by szukać mnie akurat tutaj. Choć nadal pozostaje problem tego kto mnie szpieguje.  Jestem na środku odludzia, a na dodatek wysoko w górach. Usłyszałam kroki. Przestał się kryć i biegł prosto na mnie. Uchyliłam się gdy zaatakował mnie z kunaiem w ręce. Nie napotkał oporu więc zachwiał się lekko, wykorzystałem ten moment by przytwierdzić go do ziemi. Lecz  ze zmęczenia cało nocną podróżą nasze rolę szybko się odwróciły, teraz to to siedział na mnie i szczerzył się głupkowato.
-Naprawdę masz dziwny sposób witamina osób których dawno nie widziałeś- warknęłam obrażona.

-Oj no, nie dąsaj się.- powiedział i pomógł mi się podnieść z ziemi.- Zaczynałem już się o ciebie martwić długo nie wracałaś, martwiłem się.
Tym tekstem zarobił dźgnięcie w brzuch.
-Ile razy mam ci mówić że jestem już dorosła i nie musisz się o mnie martwić, Kei.
-Jestem twoim starszym braciszkiem, taka już moja rola- westchnął teatralnie
Tak, dobrze słyszeliście. Osoba która mnie zaatakowała ma na imię Keichi. I jest moim jedynym a jednocześnie najlepszym przyjacielem. Uważa też się za mojego starszego brata. Jego ojciec znalazł mnie brudną, przemoczoną, i wyczerpana gdy tam tego dnia uciekałam z Konohy. W wiosce nadal patrzą na mnie jak na odmieńca. Jestem obca, nawet po tylu latach. Mieszkańcy znali mnie jako Karoi, nie wiedzieli skąd pochodzę ani nigdy nie podano im mojego prawdziwego nazwiska. Natomiast kei wie tylko że jestem z konohy, nie wie że posiadam kekke genkai zwane sharinganem. Lecz jest jeszcze jedna rzecz o której wiedzą tylko Kei, Hiobu-san (tata Kiechiego), i Tsushikage. Tylko oni wiedzą kim jest Mira, tylko oni wiedzą że to ja jestem najlepszym szpiegiem i zabójca w całym kraju. Inni myślą że po prostu porzuciłam ścieżkę shinobi.. No to znaczy teraz wiedzą tylko 2 osoby, gdyż nasz opiekun zmarł niecały rok temu podczas misji, niedługo potem jego najlepszy przyjaciel odszedł z wioski. Teraz mieszkam z Keichim w centrum wioski. Wiele razy prosił minie bym zaprzestała chodzenia na misje. Chyba boi się że straci także i mnie. Może tego nie okazuje ale strata jedynego członka rodziny mocno się na nim odbiła, nawet nie chce myśleć co by się stało gdyby mnie przy nim nie było. Teraz stał się jeszcze bardziej nadopiekuńczy niż wcześniej, choć może ma trochę racji, znając mój talent do pakowania się w kłopoty. Pewnie rozmyślała bym tak dalej ale głos przyjaciela sprowadził mnie na ziemię.
-To jak, co tym razem spaprałaś.
Zrobiłam ubolewającą minę.
Myślałam że jednak masz większą wiarę w moje możliwości.
Zaśmiał się głośno, ukazując rząd białych zębów. Był naprawdę przystojny. Kruczoczarne, trochę przydługie włosy, delikatne można by rzec nawet że dziewczęce rysy  twarzy i duże szmaragdowe oczy w których zawsze można było dostrzec radosny błysk. Zawsze roześmiany i optymistycznie nastawiony do życia.
-Pod jakim niby powodem uważasz że cos się stało?-spytałam
Zrobił poważną minę.
- Nie było cie ponad tydzień, choć z tego co się dowiedziałem od tshusikage raport przysłałaś cztery dni temu, nie chcesz mi chyba wmówić że droga zajęła ci tyle czasu. Pomijając to że nie wracasz w stroju Miry. Nie masz płaszcza ani maski, a poza tym jesteś tak rozkojarzona że zapomniałaś zdjąć ochraniacz.- tu stuknął palcem w opaskę ze znakiem Liścia.- A no właśnie gdzie twoja torba?
Cholera. Dlaczego on zawsze jest taki spostrzegawczy. A może to ja tak głupia? Dobra nie ważne. Szybko odwiązałam ochraniacz i schowałam do kieszeni. Dobrze chociaż że nie zapomniałam obmyć się ze krwi.
-Nic się… - zaczęłam
-Nawet nie próbuj powiedzieć że nic się nie stało,  bo dobrze widzę że się stało!- Na jego lodowaty ton aż ciarki mnie przeszły. Jak chciał potrafił być przerażający.
-Boje się.- powiedziałam cicho
Popatrzył na mnie zdziwiony.
-Czego?
-Że mnie znienawidzisz jak ci powiem co zrobiłam.
Spuściłam głowę, zasłaniając twarz włosami.
Chłopak podszedł do mnie, chwycił moją twarz w dłonie i nakierował na swoje oczy, tak że patrzyłam prosto winne.
-Może i nie jestem twoim bratem, ale kocham cię jak własną siostrę, jesteś dla mnie wszystkim, ale tego czegokolwiek byś nie zrobiła, zawsze będziesz mogła na mnie liczyć.
W tym monecie się rozpłakałam. Znowu. Kurde, ostatnio coś często to robię, muszę się ogarnąć, ale to potem. Powiedziałam mu o wszystkim co się zdarzyło. O Sasuke. O wiosce. O pobycie na cmentarzu i ruinach mojego domu. O tym jak spotkałam dawnych przyjaciół i wreszcie o najważniejszym, O tym jak zabiłam wiele osób. Przemilczałam tylko dwie rzeczy. Akatsuki, którzy pewnie teraz mnie szukali. I to że nie żałowałam że poszłam do wioski. Że nie żałowałam że zbiłam. Teraz przez jakiś czas muszę się ukrywać. Gdy rozejdą się listy gończe i plotki o tym jak Karoi Uchiha zaatakowała Konohe, może być kiepsko, ale jutro się będę o to martwić. Teraz udam się do naszego Kage. I zdam mu dokładny raport z mojej nie obecności, może staruszek coś wymyśli.


DEIDARA
-Lider nas zabije- powiedziałem już chyba dziesiąty raz w ciągu godziny. No bo proszę, kto by7 nie panikował w takim monecie.  Dziewczyna miała tu być dwie godziny temu. Nie mamy czasu by znów jej szukać. Za pierwszym razem nam się poszczęściło. A teraz znowu jesteśmy w punkcie wyjścia. Spojrzałem na mojego towarzysza który jak gdyby nigdy nic leżał sobie pod drzewem zachowując spokój.
-Cholera. Sasori no dana, już dawno mogliśmy by być w siedzibie gdyby nie ty i twój głupi pomysł by puścić ją wolno, termin ustalony przez Paina mija jutro- wkurzyłem się bo tylko i wyłącznie jego wina … kontynuował bym dalej gdyby nagle podłoże nie zaczęło mi się ruszać. Odskoczyłem szybko gotowy do walki, natomiast Akasuna nadal nie raczył ruszyć tyłka. Tuz przed moim nosem wyrósł Zetsu. Dosłownie, wynurzył się z ziemi. Czemu ten przydupas Paina zawsze pojawia się najmniej oczekiwanym momencie. Z tego co mówił Liderek, Zetsu ma problemy z poruszaniem się po mieście (ciekawe dlaczego?) dlatego też potrzebujemy tamtej laski.
-I jak dowiedziałeś się czegoś- wypalił nagle sasori.
Coo… jak?.. kurde.. czyli… ehhhh, mógł chociaż powiedzieć że to on go wezwał, a ja myślałem że przybył w roli egzekutora.  Jeszcze trochę i na zawał zejdę.
-Z tego co udało mi się wywnioskować z rozmowy shinobi z konohy, którzy byli z oddziału pościgowego, wynika że kobieta o przydomku Mira, zaatakowała i zabiła kogoś w wiosce i teraz na Prośbę Hokage ścigają ja jeszcze przynajmniej kilka krajów. Wynika też że kieruje się na wschód- teraz przybrał ten swój obrzydliwy uśmiech.- wychodzi na to że manie konkurencje.
Po tych słowach zaczął znikać pod ziemią.
- A i jeszcze coś- dodał zanim całkowicie zniknął- Lider jest wściekły, chyba liczył że uwiniecie się przed czasem.
Oblizał usta patrząc na mnie (świeże mięsko) i odszedł. Stałem zszokowany, ja NIE chce zostać obiadem! Pomocy!!!
Usłyszałem jak  Sasori podnosi się z ziemi.
-Naprawdę miałem nadzieje że ta dziewczyna jest mądrzejsza, ale skoro chce się bawić w kotka i myszkę to ja nie mam nic przeciwko. Młody Idziemy!- Krzyknął do mnie oddalając się.
-Hej!- krzyknąłem próbując go dogonić- Nawet nie wiemy gdzie mamy iść.
Gdy go dogoniłem zerknął na mnie kontem oka.
-Wracasz do domu.
Patrzyłem na niego w szoku.
-Że co? Mam wracać do siedziby bez dziewczyny, naprawdę aż tak mnie nie lubisz?
Słysząc to parsknął śmiechem.
-Idziemy po dziewczynę, która baluje teraz w Iwagurke.
Ehhhee?
-To jeszcze gorzej-powiedziałem pod nosem, a głośniej już dodałem- A skąd niby masz pewność że jest akurat tam?
Uśmiechnął się do mnie chłodno.
-Mira jest teraz poszukiwana, Możemy uznać że ucieka do jednej z wielkich nacji gdyż jak pamiętasz śledziła Sasuke, takie zadanie mógł jej zlecić tylko Kage gdyż śledzenie kogoś nie jest sprawą pierwszorzędną a mniejsze wioski mają za mało shinobi by się bawić w takie rzeczy, to  jasne jest też to że nie będzie uciekać do wiosek zaprzyjaźnionych z Konohą, czyli odpadają mam Suna i Kiri. Czyli zostają Skała i Chmura.
Już chciałem spytać dlaczego nie pójdziemy do chmury, ale mój partner mnie uprzedzi.
-Po prostu wiem i się nie wykłócaj- warknął, widząc ze otwieram usta.
Chyba nie mam nic do gadania. Iwaguke, co? Jakoś nie mam ochoty tam iść.


Hejka!!!
To znowu ja, J ten rozdział wyszedł chyba dłuży niż poprzednie, Nie bójcie się komentować nawet naj krótszy komentarz (krytyką też ) zachęca do kontynuowania opowiadania J mam nadzieje że się podoba, jeśli macie jakieś pytania kierujcie je na gg 36906509 (czasami tam wchodzę heh)
A jeśli ktoś jest zainteresowany zapraszam na mojego drugiego  bloga, z tym że ten jest z moimi rysunkami :P Pozdrawiam Aqua Sena