No hejj!
Jest tu ktoś jeszcze...?
Chyba nie T.T
W każdym bądź razie dostałam nagłego ataku weny na to opowiadanie, i oto jestem...
Karoi
Mój
budzik zadzwonił punktualnie o 4.00. Gdybym miała choć trochę
więcej czasu, zapewne zaczęłabym rozpaczać nad swoim losem.
Nienawidze wstawać tak wcześnie rano. Czy może to jeszcze noc?
Pospiesznie
wyłączyłam, brzęczące urządzenie, zanim zdarzyło by obudzić
Keichiego. Pospiesznie się ubrałam, standardowo w spódniczkę
koloru khaki sięgająca połowy ud, bluzkę z 3/4 rękawem o
podobnym kolorze, do tego czarne zakolanówki, i nierozłączne
elementy mojego życia, czyli czarny długi płaszcz z kapturem,
oraz maska alla ANBU.
Doszłam
do wniosku, ze przez jakiś czas w żadnej z wiosek nie będę
bezpieczna, dlatego będę podróżować, tak by nie zagrzać nigdzie
miejsca na dłużej. W moim przypadku to będzie najlepsze
rozwiązanie.
Zbiegłam
cicho po schodach, i skierowałam do kuchni. Chyba nie do końca
jeszcze kontaktuje, bo nie zwróciłam najmniejszej uwagi, na
padające z pomieszczenia światło. Dopiero gdy znalazłam się w
środku, zauważyłam Keichego, który spojrzał na mnie wyczekująco.
W ręce trzymał szklankę wody, a ubrany był tylko u parę
bokserek. Co możne oznaczać tylko to ze kompletnie się mnie tu nie
spodziewał.
-Co
tu robisz? -Spytał zaspanym głosem
W
mojej głowie rozpoczęła się bitwa. Powiedzieć mu prawdę, czy
uciec? A jeśli już uciec to drzwiami czy oknem?
Chłopak
nie do końca kontaktuje, co jest u niego normalne nawet o 7 rano,
wiec pewnie dość łatwo uda mi się go wykiwać, jeśli nie zawsze
pozostaje mi okno...
Chłopak
niemrawo studiował moją sylwetkę, po czym przeniósł wzrok na
trzymany prze zemnie plecak, i maskę.
-Co
się dzieje Kao?
Nadszedł
czas prawdy.
-Ochh...
Nie pamiętasz? Mam misje. Przecież byłeś przy tym jak staruszek
mi ja zlecał. -Skłamałam gładko.
Zmarszczył
brwi, starając się zapewne przypomnieć sobie taka sytuacje. Oczy
same mu się zamykają, wygląda jakby miał zaraz położyć się na
podłodze, zwinąć w kłębek i iść spać.
-Brak
snu ci nie służy Kei. -Pokręciłam teatralnie głowa. -Może
lepiej idź się jeszcze położyć, co?
Chłopak
skinął ociężale głową, i ruszył w stronę wyjścia z
pomieszczenia.
-Dobranoc
Kao. -Powiedział cicho, po czym zniknął za niezamkniętymi
drzwiami.
Zostawiłam
na stole list, który przeczyta, zapewne rano i szybko wybiegłam z
mieszkania. Zawsze jest szansa ze chłopak się opamięta i
zorientuje ze go okłamałam, w takim wypadku liczy się czas, im
dalej będę od wioski tym lepiej.
W
biegu ubrałam płaszcz oraz maskę. W tym momencie zaczęłam
żałować że przeprowadziliśmy się do centrum wioski.
Z
naszego starego miejsca zamieszkania było by o wiele bliżej. No,
ale nic na to nie poradzę.
Niebo
zaczęło zmieniać barw z granatowej na fioletową, a gwiazdy powoli
znikać. Z zadowoleniem zauważyłam, że dziś wejścia do wioski
pilnuje ANBU, zostało to zapewne zlecone przez staruszka, bym mogła
zniknąć, bez wplątywania w to zwykłych shinobi. Minęłam ich bez
większego problemu, co oznaczało że są wtajemniczeni w moją
"ucieczkę".
I
wszystko przebiegało bez większych problemów do czasu... Coś mi
mów że już wiecie jaką przeszkodę napotkałam na swojej drodze,
zaledwie godzinę po opuszczeniu wioski. Nie? To może wyjaśnię.
Dwóch miłych panów, z którymi już wcześnie ucięłam sobie
przyjemną pogawędkę, najwyraźniej nie rozumieją słowa Nie.
-No w
końcu, kości mi już zdrętwiały.
Powiedział
wyższy z mężczyzn. Uważnie ilustrując każdy mój krok.
Co
prawda nie mogłam dostrzec spojrzenia jaki otrzymał blondyn, od
swojego towarzysza, ale musiało być niezbyt miłe gdyż chłopak
odsunął na na dobry metr.
Głowa
tego "strasznego" skierowała się w moją stronę.
Przełknęłam głośno ślinę, co na pewno nie uszło jego uwadze.
Co
się dzieje?! Dlaczego stresuje mnie jakiś kurdupel?
-Zdecydowałaś?
-Spytał tym swoim mrożącym krew w żyłach głosem.
Cofam
to co powiedziałam wcześniej. Kurdupel to zło w najczystszej
postaci, a swoją drogą to chyba nie chce wiedzieć jak wygląda
reszta członków tej popapranej organizacji.
-Chyba
już wam to raz tłumaczyłam. -Powiedziałam starając się przybrać
bez emocjonalny ton. -Nigdzie z wami nie idę.
W tym
momencie dostałam jakiejś schizy, bo wydawało mi się że na
twarzy pana "zło" pojawił się uśmiech. W każdym bądź
razie zaliczał się on do tych niefajnych uśmiechów, na które
ludzie dostają dreszczy, tak jak ja teraz.
-W
takim razie gdzie pójdziesz Księżniczko? -Spytał wyraźnie
akcentując ostatni wyraz. -Myślisz że tak łatwo wtopisz się w
szeregi zwykłych ludzi? Jesteś poszukiwana przez większość
krajów. A za twoja głowę Konoha wyznaczyła całkiem sporą sumę
pieniędzy. Naprawdę aż tak śpieszno ci do grobu?
Cholera.
Nie dość że doskonale przejrzał mój plan to na dodatek
potwierdził moje obawy. Jestem z góry skazana na porażkę... i
śmierć. Dlaczego on musi mieć racje? Nigdzie nie jestem
bezpieczna. Choleracholeracholeracholera.
-Nie
chce cie obrażać ani nic... -Odezwał się nagle blondyn.- Ale
twoja sytuacja jest do dupy.
"blondyneczka"
zaśmiał się cicho. W pierwszym odruch chciałam mu odwarknąć,
ale... jego śmiech. Jest tak dziwnie znajomy. Ehhh pewnie mi się
tylko wydaje, zmęczenie ma w tym zapewne spory udział.
-To
idziesz z nami Księżniczko, czy dajesz się zabić?
Pierwszy
raz zignorowałam, drugi raz też im odpuszczę, ale przysięgam
jeśli nazwą mnie tak jeszcze raz nie ręczę za siebie.
Po
raz ostatni przekalkulowałam swoją sytuacje i muszę stwierdzić że
pan "zło" i "blondi" mają racje. Jest do dupy.
Nabrałam głośno powietrza nim te słowa opuściły moje usta. Mam
wrażenie że będę tego żałować.
-Chyba
nie mam wyboru.
Gdy
tylko te słowa opuściły moje usta, blondyn wyglądał jakby maił
upaść na kolana i dziękować Bogu. Uśmiechnęłam się na ten
widok, na szczęście oni nie mogli tego dostrzec.
-W
końcu!!! Moje kochane łóżeczko! -Zaczął mówić z uśmiechem,
ale nagle spoważniał. -Saso, ile mamy dni opóźnienia?
Tamten
wzruszył ramionami.
-Na
razie żadnego, ale zanim dotrzemy do siedziby będą już dwa.
Na tę
wiadomość nastolatek (bo nie wygląda mi na więcej niż
osiemnaście lat) zaczął lamentować.
Po
dwóch dniach podróży, muszę stwierdzić że nastroje blondyna
zmieniają się trochę zbyt często. A tak szczerze mówiąc jest
jak baba w zaawansowanej ciąży. A na dodatek nadal nie pozbyłam
się wrażenia że skądś go znam, to w jaki sposób mówi, w jaki
się śmieje, a nawet wygląd, nie dają mi spokoju. Myślę że
wszystko wyjaśniło by się gdyby, którykolwiek z nich raczył
podać swoje imię, ale nie bo po co, w mojej świadomości i tak na
zawsze zostaną "panem Zło" oraz "blondyneczką".
-Już
jesteśmy. -Odezwał się ten niższy. Rozejrzałam się dokoła. Ale
nic. Pustka. Znajdujemy się pod skarpą skalną, a oprócz paru
drzew i strumienia wody, niema tu praktycznie nic.
Ot
co, najzwyklejsza w świecie polana. Założyłam ręce i czekałam
aż raczą otworzyć to "tajemnicze przejście”. W końcu mam
do czynienia z światowej klasy przestępcy ukrywanie się to dla
nich chleb powszedni. Dlatego nie zdziwiło mnie że na komendę w
postaci skomplikowanej pieczęci, w murze skalnym nagle zrobiła się
wyrwa na półtora metra szerokości i przynajmniej dwa wysokości.
Członkowie organizacji weszli do środka, a ja nie pewnie
poczłapałam za nimi.
Jedynym
źródłem światła jest otwarte Weście do groty? Tak, to chyba
można nazwać grotą.
W
każdym bądź razie na końcu korytarzyka znajdują się drewniane
drzwi. Po przekroczeniu progu, moim oczom ukazało się dość duże
pomieszczenie, stanowiące coś na wzór salonu, wnioskując po
trzech dość dużych kanapach ustawionych na samym środku. Co
jeszcze bardziej mnie zdziwiło, stał tam też stolik do kawy i
puchaty dywan. Przestępcy kasy S mają puchaty dywan w salonie.
Zachowaj
spokój Kao. To ani trochę nie jest komiczne.
-Dom,
kochany domek! -Zaczął podśpiewywać pod nosem blondyn, i ruszył
w stronę kanap z zamiarem rozłożenia się na jednej z nich.
-Nie
tak szybko Deidara, a raport?
I
nagle wszystko stało się dla mnie jasne.
Deidara.
Ty
cholerny dupku. W tej chwili tylko resztki siły woli powstrzymują
mnie przed rzuceniem się na blondyna. Nie wiem czy w celu uduszenia,
czy po prostu tak bardzo mi go brakowało. Menda zapuściła włosy,
urosła z 15 centymetrów, i od razu mam problemy z rozpoznaniem
człowieka z którym spędzałam praktycznie całe dnie.
Tak,
to jest właśnie ten zaginiony Przyjaciel Keichiego, a tym samym
również mój, 2 lata temu po prostu zniknął, nie zostawiając
nawet cholernej kartki.
Dei
zrzucił z głowy słomiany kapelusz, i teraz w pełni mogłam
stwierdzić że to on. Nadal te same lekko kobiece rysy, jednaj
trochę dojrzalsze. Oczy wciąż koloru nieba. A włosy nadal
wchodzące w kolor złocisty, a nie tak jak moje w platynowy.
-Nieeeee!
-Jego jęk niezadowolenia rozniósł się praktycznie po całym
pomieszczeniu. -Błagam Sasori no Danna, 5 minut.
Uśmiechnęłam
się lekko na ten widok, mimo wszystko jego zachowanie za bardzo się
nie zmieniło. Możliwe że jest trochę bardziej marudny niż
kiedyś.
Ten
cały Sasori no coś tam również zrzucił słomiankę, i ponownie
ukazała mi się twarz dziecka, z tymi niedorzecznie dorosłymi
oczami. Przerażający, a za razem fascynujący widok.
Nie
czkając na Deia, czerwono włosy ruszył w głąb jednego z trzech
korytarz. Blondyn ociężale podniósł się z kanapy.
-Choć.
-rzucił w moją stronę
Nie
mając większego wyboru zapuściłam się za nimi w ciemny korytarz.
Ogólnie na samym korytarzu było coś koło sześciu takich samych
drzwi. Sasori zapukał do pierwszych po prawej i nie czekając na
odpowiedź wszedł do środka.
Za
dużym drewnianym biurkiem siedzi Rudy człowiek, który moim
skromnym zdaniem stanowczo przesadził z piercingiem.
-Sasori,
myślałem że ty jako jedyny z tej bandy wiesz co to znaczy
punktualność. -Zaczoł, od razu gdy Dei
zamkną za nami drzwi.
Ohohoo
ktoś tu ma kłopoty...
-Mieliśmy
drobne problemy z namierzeniem celu. -Stwierdził pozostając nie
wzruszonym na słowa swojego szefa.
-Tak
ze dwa razy. -Dodał Dei, czego praktycznie od razu pożałował, bo
zarówno Sasori jaki szef Akatsuki, rzucili mu dziwne spojrzenia.
-Mógłbyś
jaśniej... -Zaczął rudy. Mam wrażenie że jego wytrzymałość
nie jest zbyt odporna.
-No
bo ten... no... -zaczął się trochę jąkać. -Bo za pierwszym
razem tak jakby nawiała, to musieliśmy szukać drugi raz.
Dei z
zażenowaniem potarł się z tyłu głowy.
Rudzielec
westchną z rezygnacją, chyba nie mając dzisiaj ochoty na kłótnie,
co chyba nawet Czerwonowłosy przyjął z ulgą.
Tym
razem zwrócił się do mnie.
-Mira
prawda? -Spytał, a ja u odpowiedzi skinęłam głową. -Czy
mogłabyś..
Nie
dałam mu dokończyć.
-Nie
podaje swojego prawdziwego nazwiska, wieku oraz pochodzenia. Moje
techniki uważam zastrzeżone, i raczej nie mam zamiaru tego
zmieniać. Nie ściągam również maski.
Rudo
włosy mężczyzna zmarszczył brwi w zamyśleniu. Chyba go lekko
zagięłam, upssss.
-W
każdym bądź razie witam w naszych szeregach. Deidara przedstawi ci
członków organizacji, oraz udostępni swój pokój, gdyż takowych
jest niestety ograniczona ilość. Będziesz pracować w parze w
zależności od tego kto będzie wolny. Nie mogę na razie pozwolić
byś działała na własną rękę.
Skinęłam
głową na znak zrozumienia, choć tak na prawdę jestem wściekła.
Przez całe życie pracuje solo i było mi dobrze, partner oznacza
kłopoty.
-Możecie
odejść.
I w
ten oto sposób znów znaleźliśmy się na korytarzu. Sasori, bez
słowa ruszył w stronę salonu. A Deidara, w głąb ciemnego
korytarza.
-Idziesz?
-Spytał gdy zobaczył że nadal stoję w miejscu.
Wzruszyłam
ramionami i ruszyłam za nim. Dopiero teraz dotarły do mnie słowa
lidera. Będę w pokoju z Deidarą. Mam wrażenie że się powtarzam,
ale CHOLERA. Przecież on nie może się dowiedzieć, że Mira to tak
naprawdę ja, jego przyjaciółka. Nigdy nawet nie wiedział że
jestem shinobi.
Chłopak
otworzył kluczem drzwi na końcu korytarza i puścił mnie przodem.
-Nie
mam zamiaru oddawać ci swojego łóżka, dlatego śpisz na podłodze.
-stwierdził na wstępie.
Jakoś
specjalnie ta informacja mnie nie zaskoczyła. Przecież teoretycznie
mnie nie zna, a poza tym przez całą drogę marudził jak to bardzo
on tęskni za swoim "mięciutkim łóżeczkiem".
Pokój
sam w sobie nie jest duży. Jedno dość duże łóżko, szafa, regał
na książki zapełniony glinianymi figurkami i znów puchaty dywan.
Tylko tym razem ucieszyłam się na jego widok. Może jednak nie będę
miała aż tak twardo w nocy.
Z
zamyślenia wyrwał mnie dzięki jaki wydaje łóżko gdy ktoś się
nie rzuca. I sądząc po bezwładnym ciele Deidary, które na takowym
łóżku leży, domyślam się że to on jest źródłem tego
odgłosu.
-Czyli
nie mam co liczyć na oprowadzenie? -Spytałam.
Chłopak
uniósł na chwile głowę.
-Nie
dasz, mi się nacieszyć odpoczynkiem, prawda?
Posłałam
mu uśmiech, którego i tak nie jest w stanie zobaczyć.
-Prawdopodobnie
nie.