wtorek, 18 marca 2014

Rozdział 3

AKATSUKI

Lider dał nam naprawdę szczegółowe informacje co do tego kogo mamy szukać. A mianowicie znaliśmy tylko jej imię. Aha i jeszcze coś tam wspomniał o czarnym płaszczu i o tym że ukrywa twarz w masce lub ciemnych okularach.
Minęło 7 dni a my nie mieliśmy pojęcia gdzie jej szukać. Miałem dość.
-Sasori no dana -mruknąłem zrezygnowany -wróćmy do siedziby, ta misja od początku nie miała szans powodzenia .
-Przestań, byliśmy na gorszych misjach- odpowiedział chłodnym głosem- A poza tym nie wiem jak ty, ale nie mam zamiaru mieć bliższego kontaktu ze ścianą w biurze lidra.
Na samą myśl przeszły mnie dreszcze, ale nawet poturbowanie przez Paina, wydawało się lepszą opcją niż błąkanie się bez celu lesie.
W ramach protestu usiadłem sobie wygodnie pod najbliższym drzewem.
Sasori popatrzył na mnie z wyrzutem. No przynajmniej tak myślałem ponieważ kapelusz zasłaniał mu oczy. Nie miał na sobie hiruko ponieważ nie zdążył naprawić go po poprzedniej misji.
-Deidara rusz dupę i choć. Pain powiedział że mamy uwinąć się w dziesięć dni. Nienawidzę kazać na siebie czekać.
Miałem dość jego biadolenia.
-Przesadzasz- westchnąłem i poklepałam miejsce obok siebie- siadaj, odpoczniemy godzinkę albo dwie i ruszymy dalej.
Chyba nie miał  siły by się ze mną użerać, bo bez dalszych kłótni usiadł obok.
Uśmiechnąłem się pod nosem i dalej delektowałem ciszą i spokojem.
Cisza... cisza... cisza- mruczałem sobie z radością pod nosem- ...cisza... ci... nie jednak hałas.
A tak konkretnie to kłótnia.
Szturchnąłem  mojego partnera łokciem, on natomiast pokiwał głowa na znak zrozumienia, a po chwili siedzieliśmy już ukryci w koronie drzewa.
Na polanę wparowały 4 osoby. Członkowie Hebi.
Uśmiechnąłem się szatańsko do Sasoriego.
-To co sensei  rozerwiemy się trochę- szepnąłem
On jedynie wzruszył ramionami co w ja odebrałem jako: "rób co chcesz ale mnie w to nie mieszaj''.
Już szykowałem swoje bomby by zaatakować z zaskoczenia gdy nagle poczułem że chwyta mnie za ramię, tym samym powstrzymując przed zdradzeniem naszej kryjówki.
-Możesz mnie puścić- warknąłem- o co ci chodzi?!
-Zamknij się i patrz- powiedział po czym ruchem głową wskazał na polane.
Dobra nie powiem że w naszej organizacji na groziliśmy sobie:  uduszeniem, poćwiartowaniem, wyrzuceniem przez okno, śmiercią,... ale do rękoczynów jeszcze nie doszło... no dobra doszło... ale Hidan się nie liczy.
Dlatego szczerze zdziwiłem się temu co zobaczyłem gdyż wcale nie wyglądało to na żarty (tak jak to było w naszym wypadku). A mianowicie Sasuke mierzył swoim mieczem w ... jak ona tam miała...
Karin? Tak chyba tak. To raczej nie jest normalne.
 -Mów kim jesteś!
Dziewczyna uśmiechnęła się i wykonała jakieś pieczęcie.
-Dobra widzę że niema sensu dalej ciągnąć tej szopki. A teraz pozwolicie że sobie pójdę... to pa.
Zmieniła się. Teraz miała na sobie czarny, długi płaszcz z kapturem z pod którego wystawały kosmyki jasnych blond włosów.Uchiha przycisnął jej mocniej katanę do gardła.
-Mów.
No cóż mogę powiedzieć, kobieta była odważna, skoro mimo że miała katanę tuż przy gardle wciąż się uśmiechała. Wystarczyły by 2 cm, a leżała by martwa. Ale jej uśmiech nie wyglądał na oznakę szczęścia tylko litości.
Jej następne słowa okazały się moim zbawieniem.
-Mówią na mnie Mira...- po tym wspomniała coś o tym że jest szpiegiem. Myślami byłem już w moim cieplutkim łóżeczku. Jest w końcu ją znaleźliśmy- wykrzykiwałem w myślach- a ja już nadzieję traciłem. Niestety moja euforia nie trwała zbyt długo. Dziewczyna zniknęła. Ale nie chodzi o to że sobie gdzieś poszła tylko tak jakby rozpłynęła się w powietrzu. Ostatnim co udało mi się zobaczyć nim całkowicie zniknęła to czerwony błysk w jej oczach. 
-Cholera-warknąłem-A było tak blisko!
- Chodź i nie stękaj- mruknął- Może jest gdzieś w pobliżu. 

KAROI

Z nocnego koszmaru wyrwały mnie promienie słońca. I chwała im za to. Rzadko śniło mi się cokolwiek, ale jak już się przyśniło to zawsze był to ten sam sen. Ten sam koszmar który przeżyłam 8 lat temu.
Spotkani z Sasuke na nowo rozdrapało stare rany i uświadomiło mi coś bardzo ważnego. Nigdy nie byłam nad grobem mojej rodziny, nigdy nawet o tym nie myślałam. Byli to najbliżsi  mi ludzie, których kochałam i dzięki którym nie gasła we mnie nadzieja. No prawie nigdy.Tylko raz w życiu zwątpiłam w cały mój klan, a decyzja którą wtedy podjęli zaważyła na ich losie.

Jako 9 latka byłam już geninem dzięki czemu byłam wtajemniczana w większość planów mojego klanu. Znajdowałam się teraz w salonie mojego domu. Mój ojciec stał przede mną i tłumaczył coś czego wcale nie chciałam słyszeć.
-Tato... ale dlaczego?- z trudem powstrzymywałam łzy, nie mogłam pozwolić żeby zobaczył choć jedną oznaka słabości - To wywoła przecież wojne.
-Tak to prawda i o to właśnie nam chodzi.-rzekł chłodnym głosem
Teraz to już nic nie rozumiałam. A on wdząc moją minę ponownie zaczął coś tłumaczyć.
- Kiedyś za czasów Hashiramy Senju (pierwszego hokage), jeden z naszych, Madara Uchiha, został poproszony o zajęcie stanowiska Hokage, ale niestety sprzeciwiły się temu inne klany zamieszkujące wioskę i również nasz. Gdy pierwszy zmarł a stanowisko objął jego młodszy brat, który szczerze nienawidził naszego klanu, zostaliśmy przeniesieni na obrzeża wioski, u większości członków rodziny wywołało to oburzenie i żałowali tego że sprzeciwili się żąda Madary. A my chcemy żeby to co przed laty zostało nam odebrane znów było nasz. A ty jako shinobi również będziesz walczyć  dla klanu. Rozumiesz?
Nie chciałam tego. Przecież jest dobrze tak jak jest, żyjemy spokojnie. A wojna którą chcemy... CHCĄ wywołać wszystko zniszczy. Nie mam mowy żebym się do tego przyczyniła. Kocham moją rodzinę, ale tak jak powiedział tata, jestem Shinobi, i jestem podległa Hokage i to właśnie dla wioski będe walczyć w tej wojnie. Ale do jej rozpoczęcia nikt nie może się o tym dowiedzieć.


Rozpamiętując tamto wydarzenie szłam w stronę Konohy. Bo choć z jednej strony nienawidziłam ich za to że chcieli wielu skazać na śmierć, to z drugiej, nadal kochałam za to że do tamtego czasu zawsze byli przymnie.
Został mi jeszcze jakieś 4 godziny drogi do Wioski. Ale moje szczęście jak zwykle zostawiło mnie samą sobie. Dlaczego? Dwie osoby. Czarne płaszcze w czerwone chmury. Słomiane kapelusze. Co robili? Po prostu stali na środku drogi. Czekali. Podejrzewam że na mnie, obym się myliła. Postanowiłam przejść obok nich obojętnie. Serce biło mi jak szalone. Oczywiście że się bałam. Kto by się nie bał spotkania z dwoma przestępcami rangi S.
Minęłam ich, ale chwile później poczułam silny ucisk na ramieniu. Pomyślicie "idiotka" przecież może użyć scharingana. Otóż nie, nie kiedy mnie trzymali, to że mnie nie widzieli i nie wyczuwali chakry ani wydawanych dźwięków to nie znaczy ze nie mogli mnie dotknąć. Niestety, mogli to zrobić.
Został jeszcze jedno pytanie czego Akatsuki chce ode mnie.
















2 komentarze:

  1. Zapraszam na nową, świeżutką ocenialnię - Pomocna Krytyka.
    Nie czekaj, zgłoś się teraz!
    http://pomocna-krytyka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na następny. Bardzo fajnie piszesz i podoba mi się, choć nie ma w tym yaoi xD

    OdpowiedzUsuń