wtorek, 2 września 2014

Rodzdział 8

Dedykacja dla

 Swaagie Juss, dziękuje że komentujesz :*
(i przepraszam że znowu tak krótko)
Ten dzień chyba nie mógł już być gorszy. Czuje się jakby moją psychika była na skraju wytrzymałości. Pustka, złość, radość, smutek a nawet zazdrość. Te uczucia towarzyszyły mi na zmianę od rana. A dokładniej od zamętu gdy przekroczyłam bramy cmentarza. W tej chwili najchętniej skupiła bym się gdzieś w kącie, tak daleko by nie docierały do mnie już żadne emocje, nawet te dobre. Dziś nie był pierwszy raz gdy zabiłam. Ale morderstwo tej jednej osoby zaważyło nad moim losem.  Nie mam domu, nie mam rodziny, nie mam przyjaciół, nie mam gdzie wrócić. I dobrze. Wyparli się mnie 8 lat temu. Zabili mnie. Tak teraz ja zabije w sobie resztę miłości którą czułam do tego miejsca.
Do pokonania została mi ostatnia przeszkoda, by wydostać się z Liścia. Mój przeciwnik stał z spokojem jakieś 50m przede mną. Danzo. Jedno imię. Dwie sylaby. Pięć liter. Czytaj zło w czystej postaci. Osoba która z zimną krwią zaplanowała mord na wielu dzieciach, które nie miały pojęcia co to znaczy być "shinobi". Czy w ogóle można go nazwać człowiekiem? Nie. Ten osobnik z całą pewnością jest potomkiem samego Lucyfera.
Dopiero po dłuższej chwili spostrzegłam że nie jest sam. Za nim stał udział ANBU, liczący ok 20 ninja. Starszy mężczyzna prawie że nie zauważalne skinął głową w moją stronę. Rzucili się na mnie. Mają  przewagę liczebną. Ale nie obchodzi mnie to. Lekki uśmieszek wkradł się na moją twarz. (Taki psychopatyczny xd). Pierwszy został na wylot przebity kataną. A później... właściwie nie wiem co było później. Chyba wpadłam w jakiś amok. Nie liczyłam ciał które padały mi pod nogi. Nie wiem ilu z nich zabiłam , a ilu ciężko robiłam. Ale w jakiś chory sposób podobało mi się to. Czerwona ciecz wy pływające z ich ran plamiła mi ręce.
Został ostatni. Najsilniejszy i szczerze wątpię w to że była bym w stanie go w tej chwili pokonać. Pieprzony staruch. Wyszarpałam katanę z mojej ostatniej ofiary, i ruszyłem w stronę wyjść z wioski, pozostawiając za sobą krwawy ślad. Idę prosto na niego, a on dalej stoi nie wzruszony. Wiatr zerwał mi kaptur z głowy, ukazując tym samym burzę blond loków. Wyraz twarz mężczyzny nieznacznie się zmienił. Zapewne nie spodziewał się kobiety, a tym bardziej nastolatki. Nagle moje myśli nadszedł dziwny pomysł. A co mi tam, spodobało mi się robienie za psychopatkę. Zatrzymałam się jakieś pół metra do niego. Nadal nie zmieniając uśmiechu z psychotycznego, oblizałam  usta z krwi. Kolejne zdziwienie zawitało na jego twarz gdy zobaczył sharingana w moich oczach. "Nie możliwe" szepnął tak cicho że ledwo to usłyszałam. Nachyliłam się do jego ucha, i przesadnie słodkim głosem szepnęłam: "ty będziesz umierał powoli i boleśnie, sama tego dopilnuje". Odsunęła się i użyłam mojej techniki. Rozejrzał się zaskoczony, a ja przekroczyłam bramy wioski.
Ubiegłym coraz szybciej, niedługo powinni wysłać za mną pościg. Dezaktywowałam sharingana, gdyż na razie go nie potrzebowałam, nie chce nie potrzebnie przemęczać oczu. Ubiegłym dalej przez las, biegłym tak szybko że często się potykałam, a raz prawie uderzyłem się z drzewem. Zatrzymała się na chwilę by odsapnąć, Muszę jak najszybciej dostać się do pobliskiej wioski, bo złe pomysłem było by w tej chwili samotne notowanie w lesie. Nie męczyli by się z sprowadzaniem mnie z powrotem do Liść jako więźnia. Zarżnęli by mnie we śnie. Zatrzymań się na noc w hotelu, a rano ruszę do wioski ukrytej w skale. Mam tam mieszkanie, a poza tym od dłuższego czasu jestem na usługach Tsushikage. oparłam się plecami o drzewo. Zamknęłam oczy, i przez chwilę delektowałam się ciszą. Mój odpoczynek przerwało nieprzyjemne uczucie w żołądku ( czytaj głód) . Pomacałam ręką ziemię z prawej strony. Nic. Z lewej. Nic. Zerwałam się z ziemi i zaczęłam gorączkowo rozglądać. Nie ma.
-cholera-wrzasnęłam chyba odrobinę za głośno. Nie mam nic. Ubrań, jedzenia, dokumentów, a co najważniejsze pieniędzy. Spojrzałam na mój brudny i poszarpany połaszcz, nie ma mowy bym przeszła przez jakąkolwiek wioskę nie wzbudzając czyichkolwiek podejrzeń, A do wioski skały miałam ponad dzień drogi. Odpada też opcja zatrzymania się w hotelu. Jedzenia jeszcze jakoś skombinuje. Ehhhh. Westchnęłam głośno. Nie mam wyboru muszę iść dalej, bo przecież nie wrócę do Konohy po moje rzeczy. To by było samobójstwo, gdyż pewnie już je zabezpieczyli. A poza tym nieubłaganie zbliżał się czas spotkania z tą chorą organizacją. Nie mam zamiaru do nich dołączyć. Co to to nie. Może i zdradziłam moją wioskę ale na łeb mi jeszcze nie padło. Jest teraz coś koło 6 rano, czyli jeszcze trzy godziny zanim po mnie przyjdą, od wioski byłam oddalona już o ok 1 godz.,  nie było sensu wracać, gdyż będą wtedy większe szanse na znalezienie mnie. Czyli najlepszym dla mnie  rozwiązaniem będzie pójście prosto do Iwa-Gakure. Będzie trudno ale no cóż, takie życie. 
Podniosłam się, i rozejrzałam czy czasami ktoś mnie nie obserwuje. Nikogo takiego nie zauważyłam więc z spokojem skierowałam się w odpowiednia stronę

1 komentarz:

  1. Mam dedykacje ^O^ ! Dzięki ;*. Co do rozdziału to szkoda, że taki krótki ;< no ale chociaż możemy się w nim dowiedzieć, że nasza kochana Kaori ma jakieś popędy psychopatyczne XD. Zawsze coś *-*. No i to chyba wszystko co chciałam oznajmić ...

    Pozdrowienia i Weny Życzy Julka !

    OdpowiedzUsuń